Dziś rano, podczas codziennego czyszczenia schodów przed domem doznałam olśnienia! Zrozumiałam jaki robiłam błąd w postrzeganiu obowiązków i w swoich odczuciach związanych z tym tematem. W jednej chwili zauważyłam swoje przekonanie i błyskawicznie je w sobie odwróciłam. To było jak strzał jasną latarką w oczy, szybkie przeprogramowanie i silna potrzeba zapisania tego sobie na później.
Od dawna medytuję i obserwuję siebie. Jestem świadoma swoich dobrych i złych stron, nawyków i reakcji. Wiem kiedy nadchodzą i jak sobie z nimi radzić. Jak każdy jestem jednocześnie równowagą i sprzecznością. Wczoraj jednak byłam tak zmęczona – fizycznie i psychicznie, że pomyślałam sobie… „Pierdzielę, nie robię! Nie wstaję już na żadną poranna p(s)raktykę. Nie chce mi się. Mam dosyć starania się, pilnowania wszystkiego, kontrolowania tego i tamtego, sprawdzania i ciągłego ogarniania! Olewam to wszystko. Idę spać. I nie włączę budzika na 6.35 jak codziennie z dźwiękiem ptaszków, żeby mi było miło. NIE. STOP. KONIEC.”
No i poszłam spać… na równiuteńkie 8 godzin po to, aby tak jak to zawsze mama powtarzała, dziecko się wyspało. I śniło mi się tak pięknie – byłam tam gdzie lubię, widziałam i robiłam, to co sprawiała mi przyjemność… Było mi miło. Gdybym miała opowiedzieć ten sen? Nie wiem – nie pytaj mnie, bo to nie o jego treść, a moje odczucia chodziło.
Obudziłam się lekko, chwilę przed budzikiem. Kiedy wyszłam już z marzeń o idealności na pograniczu jawy i snu, od razu pomyślałam o pracy z angielskiego mojej starszej córki… podświadomie zakładałam, że jej nie wysłała i znów będzie minus na LIBRUSIE (aplikacja/zmora rodziców w czasie pandemii i zdalnego nauczania). WRR… Jednak zamiast zapętlać się w odczuwanie nerwówki z tego powodu, szybko napisałam pięć zdań odpowiadających na pytanie po angielsku: „dlaczego lubię swoją okolicę?” i wysłałam to na telefon córki… „Pomogłam”, myślę sobie (lubię to uczucie) i idę budzić dzieci „do szkoły” przed ekranami w ich własnych pokojach… (brak komentarza)
Dziś dziewczynki jakoś tak inaczej się obudziły… Spokojniej. Nie mówiły, że nie lubią matematyki i jakoś tak łatwiej wstały… Porozmawiałyśmy nawet o tym, za co każda z nas może być wdzięczna i po 3 minutach liczenia swoich oddechów (WDECH-WYDECH „jeden”, WDECH-WYDECH „dwa”…. do „dziesięciu”) rozeszłyśmy się do swoich obowiązków. Wtedy już wiedziałam, że praca z angielskiego jednak została wysłana przez moją córkę na czas… 🙂 Jednoczesne uczucie ulgi i dumy – BEZCENNE!
No! Ale to nie o dzieciach, tylko o olśnieniu miałam napisać!
Olśnienia zdarzają się dość często, ale czasem – jak to z czymś nagłym – szybko przyszło, szybko poszło jeśli nie zostało odpowiednio zatrzymane. Energia podąża za uwagą, mawiają, więc dzisiejszą energię wysyłam na rozświetlenie tej jasnej myśli, bo pragnę aby została ze mną na dłużej. Aby została na zawsze, zaciemniając swoją odwrotność, która dotąd była głęboko zakorzenionym przekonaniem. Dlatego mimo swojego lenistwa, mimo oporów, że pewnie nie wyjdzie, albo będzie napisane ŹLE, po prostu pisze, bo tak właśnie ma być 😉
Tak więc, wracając z porannego spaceru z psem, natykam się na ubłocone schody. Jest 23 lutego, odwilż więc wszechobecne błoto w pakiecie no i oto pojawia się ONA/MYŚL:
MUSZĘ POSPRZĄTAĆ SCHODY, ŻEBY BYŁO CZYSTO!
Normalnie właśnie tak zaczęłabym myśleć… Tak jak przed każdą czynnością, którą robię w domu. MUSZĘ, ŻEBY BYŁO… Brr.. od samego czytania robi się zimno, a co dopiero mieć to w sobie! Od razu człowiek wkurzony, że coś musi, a OBOWIĄZEK rośnie do rozmiarów mroźnej góry lodowej! I chociaż polubiłam się już z zimnem, to wolę kiedy moje odczucia są ciepłe, bo wtedy jest mi po prostu przyjemniej.
W jednej chwili więc, ni stąd ni zowąd, zamieniłam tę myśl na:
DBAM O CZYSTOŚĆ SCHODÓW, BO CHCĘ ABY MÓJ DOM BYŁ CZYSTY.
I nagle poczułam taką lekkość… Uff… na szczęście znów to zrozumiałam, że jaką emocją nakarmię swoją myśl, takie odczucie sytuacji będę miała.
Jednoznacznie CHCĘ, aby było dobrze, dlatego DBAM o to co myślę i czuję, bo zwyczajnie #kochamsię… Będę sobie o tym przypominać jak najczęściej.
*************************
Dziękuję za przeczytanie, jeśli poza mną znalazł się tu ktoś, kto miał na to chwilę. Moją intencją jest, aby myśl „DBAM, BO CHCĘ” na zawszę zamieniła się z „ROBIĘ, BO MUSZĘ”. #WSZYSTKIEGODOBREGO dla mnie i dla każdego.
Wpis uzupełniam zdjęciami zupełnie niepasującymi do treści, ale przypominają mi dobre emocje i lubię je i powstało ich trochę, także – niech sobie tu wiszą, bo będę wracać, gdybym zapomniała o powyższym.
Na zdjęciach kapelusz LOUIS HH ecru, który można znaleźć do kupienia tu: https://hathat.pl/zakupy/kapelusz-louis-hh-ecru-7-cm-rondo/
Post pisałam „bez włosów” i makijażu, a chwilę później znów przyszedł kurier. KISS! K.
0 Komentarzy